Krzysztof Ibisz – małżeństwa. Krzysztof Ibisz od 1998 do 2004 roku był związany z Anną Zejdler. Owocem ich związku jest syn Maksymilian, który ma już 20 lat. Po rozwodzie z nią prezenter ponownie wziął ślub. Jego drugą żoną została Anna Nowak, z którą był przez cztery lata. Doczekał się z nią kolejnego syna, Vincenta.
Do tej pory widzowie Polsatu mogli obejrzeć dwa odcinki 18. edycji "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Oba zakończyły się zwycięstwem Krzysztofa Ibisza i oba sprawiły, że profil programu na Instagramie rozgrzał się do czerwoności. W komentarzach padły ostre zarzuty pod adresem stacji. Zdaniem widzów, program został ustawiony.
Krzysztof Ibisz po swoim występie w roli Wierki Serdiuczki zrobił furorę w sieci. Media społecznościowe zalała fala filmów i zdjęć z Ibiszem w roli głównej. Tym razem jednak najpopularniejszemu w Polsce prezenterowi nie poszło tak dobrze. Ibisz wcielił się w postać Grace Jones, która jest ikoną popkultury lat 70 i 80.
Trampki zamienił na mokasyny, przestał farbować włosy. Unika paparazzich i nie opowiada o najnowszej miłości. Koniec kariery? Ależ skąd, Krzysztof Ibisz wkrótce poprowadzi w Polsacie nowy
Trzy odcinki 18. edycji Twoja Twarz Brzmi Znajomo już za nami, a dwa z nich wygrał Krzysztof Ibisz. Najpierw w premierowym odcinku jako Maciej Maleńczuk, potem także zwyciężył drugi i zgarnął czek, za wcielenie się w drag queen z Ukrainy, Verkę Serduchkę. Nie brakowało głosów, że program został ustawiony pod Ibisza.
W programie "Demakijaż" Krzysztof Ibisz rozmawia z osobami znanymi z telewizji i internetu (fot. Paweł Wodzyński/East News) Spółka 2T Vision Promotion, producent m.in. talk-show Krzysztofa Ibisza "Demakijaż" dla Polsat Cafe, w 2021 roku zanotowała 119,42 tys. zł straty netto przy 860,06 tys. zł przychodów ze sprzedaży.
Ikona telewizji wciela się w… samego siebie!Zobacz Krzysztofa Ibisza w roli Krzysztofa Ibisza w filmie „Jak zostać gwiazdą”🎦🎬http://kinoswiat.pl/🎦
Ibisz urodził się 25 lutego 1965 w Warszawie, w 2023 roku skończył 58 lat. Krzysztof Ibisz: wzrost Krzysztof Ibisz zalicza się do grona wysokich mężczyzn - mierzy 188 cm wzrostu.
Od lat Krzysztof Ibisz związany jest z telewizją Polsat, a jego wygląd budzi wielkie zainteresowanie. Wokalistka swego czasu wystąpiła w reklamie serialu Netflixa, w którym śpiewała z
Krzysztof Ibisz o pracy w Telewizji Polsat. Ile teleturniejów prowadził prezenter? Leszek Miller z wnuczką Moniką świętują 30-lecie Polsatu. Jak prezentowali się na czerwonym dywanie
HrCH. Wiktor Kazanecki: W czerwcu wybiło "oczko". 21 lat temu debiutował pan w Polsacie "Życiową szansą". Krzysztof Ibisz: - Zakończyłem wtedy pracę w TVN i prowadziłem agencję reklamową. Zatrudniałem siedem osób, nawet nieźle szło. Wciąż myślałem o telewizji, ale uznałem, że zajmę się czymś innym. I wtedy zadzwonił Tomasz Kurzewski, szef ATM-u (firmy produkującej programy TV - red.). Szukali prowadzącego do nowego teleturnieju, przetestowali kilku kandydatów, ale nie byli z nich zadowoleni. Przy ostatniej próbie pomyśleli o mnie, więc pojechałem na casting. Po zdjęciach próbnych okazało się, że go wygrałem. W "Życiowej szansie" to zawodnicy decydowali, o jakie kwoty grają. Przed odpowiedzią na pytanie obstawiali pewną część dotychczasowej wygranej. Jeśli ktoś dziesięć razy zagrałby va banque, zdobyłby milion. W polskiej edycji z lat 2000-2002 najwyższą wygraną było "jedynie" 218 000 zł. Uwielbiałem ten teleturniej. Chociaż zazwyczaj prowadzę takie programy dynamicznie, wtedy reżyser Okil Khamidov mówił: "Idziesz wśród ludzi powoli, siadasz też powoli, z zawodnikami rozmawiaj długo". To dało się zrobić, bo czas na odpowiedź był nieograniczony. "Życiowa szansa" stała się wielkim hitem, a za tym poszedł mój "rebranding". W promocyjnym spocie myłem nogi Krzysztofowi Kiersznowskiemu. Przestałem więc być takim "gościem z telewizji". Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >> To był dosyć trudny teleturniej. Nie było wariantów odpowiedzi i kół ratunkowych, a pomocą służyła tylko obca osoba - gracz telefoniczny. - Było też coś obecnie niespotykanego. Każdy przywoził ze sobą rachunki, chociażby za prąd czy gaz. Przegrałeś? Proszę, opłacimy je. Kusił też milion złotych. Leżał w studiu tuż obok graczy. - Widz lubi, gdy ludzie nie boją się ryzyka. Sam też to cenię. Przecież, gdy ktoś dostaje się do programu i występuje przed całą Polską, nie powinien grać o dwa złote. Wolę, gdy myśli: "Niczego nie mogę stracić, przyjeżdżam się bawić, nie wkładam własnych pieniędzy". Jeśli uważa inaczej, gra staje się płaska. Niekiedy zagrałby pan inaczej niż ktoś ostrożny? - Nieraz. Nawet próbuję używać takiej ludzkiej, pozawerbalnej i pozbawionej gestów energii, aby ktoś zaryzykował. Wewnętrznie się cieszę, jeśli wygrywają sympatyczne osoby, bo czuję, że widzowie je lubią, a zwłaszcza gdy pieniądze zdobywają emerytki, pielęgniarki i kobiety w ciąży. Czasem jednak trafiają się "zimni" gracze. A co z "zimnymi" prowadzącymi? Piję tu do "Gry w ciemno". - Jej prowadzenie nie było łatwe, ponieważ byłem inny niż na co dzień. Mieszałem, blefowałem, ale być może właśnie to było przyczyną sukcesu tego teleturnieju. Jedynie zawodnik "Gry w ciemno" nie wiedział, co znajduje się w jego kopertach. Mogły być tam pieniądze, samochody, ale i "minusy" zabierające całą wygraną lub jej połowę. Zadania nie ułatwiał Krzysztof Ibisz, często sugerując niewłaściwe kroki. Polsat emitował ten program od 2005 do 2007 roku. Przed telewizorami wszyscy widzieli zawartości kopert i dziwili się, dlaczego ktoś nie ryzykował. Tymczasem w studiu mogli zachować się podobnie. Jednak to dobrze, gdy widzowie są mądrzejsi. Jeśli ktoś rozumie teleturniej i jego reguły, ogląda go chętniej. Do teraz Polacy znają zasady "Awantury o kasę", chociaż od ostatniego odcinka minęło 16 lat. - Ona utknęła ludziom w pamięci i stała się kultowa. Powstały memy, nawet gify. Program poznają kolejne pokolenia. W "Awanturze o kasę", znanej widzom Polsatu z lat 2002-2005, rywalizowały trzy zespoły. Na pytanie odpowiadał ten, który w licytacji zaoferował najwięcej pieniędzy. W finale drużyna mająca najwyższy stan konta po pierwszej rundzie mierzyła się z Mistrzami - zwycięzcami poprzedniego odcinka. W większości maili fani pytają, kiedy wróci "Awantura". W telewizji są jeszcze powtórki, więc zdarza się, że ktoś zaczepia mnie na ulicy i chwali: "Ale go pan załatwił!". A ja nie wiem, o co chodzi, bo nakręciliśmy 208 odcinków i nie pamiętam wszystkich sytuacji. Telewizyjny samograj? Może "Awantura o kasę" łączyła to, co nasz naród kocha. - Mogło tak być. Byłem przy wymyślaniu tego formatu i przeważały w nim - poza pytaniami - hazard oraz szybkość licytacji. Dodatkowo, gdy drużyna wylicytowała, musiała odpowiadać. W innym przypadku traciła kasę. Emocje podbijała też presja czasu. A wszystkiemu towarzyszył pana charakterystyczny strój. - Znalazłem go przypadkiem i kupiłem od razu dwa komplety. Wydawało mi się, że będzie czymś innym. Z reguły programy prowadziło się wtedy w krawacie i garniturze. To był symbol, obok reflektorów i dźwigni w "Życiowej szansie" i niszczarki z "Gry w ciemno". - W "Awanturze" były też kiszone ogórki. Niby taki prosty pomysł, a stały się ikoną programu. Ile godzin trzeba poświęcić, by obejrzeć wszystkie odcinki pana teleturniejów? - Ponad 3500. Przez ten czas sprawdzał pan swoją wiedzę? A może odpowiedzi pojawiały się wcześniej na ekranie prowadzącego? - Różnie to było. Na ogół produkcja pyta mnie, czy chcę mieć wyświetlone rozwiązanie. Jednak odpowiedzi na wiele zagadek po prostu znam. Prowadząc teleturnieje, przy okazji poszerza się swoją wiedzę. ZOBACZ: Krzysztof Ibisz: Z każdego wieku można czerpać przyjemność To niejedyne, czego nie widać na ekranie. Zanim ruszą kamery, graczy ogarniają trema i stres. Da się im pomóc? - Gdy przed nagraniem zawodnicy widzą, że facet z telewizji jest w porządku, to pękają lody. Wcześniej na ogół są bardzo spięci, dlatego chwilę z nimi rozmawiam. Przybijam z nimi piątkę i pytam, co tam słychać. Zawodowi gracze raczej się nie boją. - Znam wielu biorących udział we wszystkich możliwych castingach. Mają ogromną wiedzę, na ogół jest z nimi łatwy kontakt i z ich udziałem nagrywa się świetne odcinki. Dawni zawodnicy czasami podchodzą do mnie i przypominają, że wzięli udział w którymś teleturnieju. Zawsze się boję, że wypuściłem ich bez kasy. Na szczęście do tej pory trafiali się ci, co wygrali, najczęściej z "Awantury o kasę" i "Gry w ciemno". Pana zdaniem, jeden z tych programów mógłby wrócić na antenę? - Pod tym względem "Awantura" jest numerem jeden. Myślę, że widzowie chętnie obejrzeliby ją w nowoczesnym studiu, może bez tego kręcącego się kółka z kategoriami pytań. Mam nadzieję, że wróci era teleturniejów. Niedawno prowadził pan "Łowców nagród" w Super Polsacie. Program sportowo-wiedzowy. - Tam się dzieje! To jest szaleństwo. Jedna osoba odpowiada, a druga biega po klatce, wynosi nagrody i mogę jej podpowiadać. Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >> A w "Rosyjskiej ruletce" straszył pan niejakim Wieśkiem. - Wieśka sobie wymyśliłem. W "Rosyjską ruletkę" zawodnicy mogli grać między 2002 a 2004 rokiem. Każdy z nich stał na zapadni, która - w razie ich pomyłki - mogła nagle się otworzyć. Jak ostrzegał graczy Krzysztof Ibisz, gdy tak się stanie, wpadną w ręce tajemniczego "pana Wieśka". Czyli na dole zapadni nikogo nie było. - Był tam miękki materac. Z jakiej wysokości spadali gracze? - Bardzo małej. Uginali nogi oraz kolana i dzięki temu "znikali" ze studia. Mimo to towarzyszyły im wielkie emocje, gdy czekali jak na skazanie. Każdy z nich przed programem testował jednak spadanie, aby przeżyć ten moment. Wzorował się pan kiedyś na innym prowadzącym teleturnieje? - Nigdy. Telewizja opiera się na osobowościach, ich charakterach i charyzmie. Niczym się nie sugerowałem. Jak przenosimy do Polski zagraniczny format, rzucam okiem na studio, dynamikę gry, ale tak z ciekawości, jak zrobili to inni. Nie oglądam pięciu odcinków z rzędu. Ale gdy w telewizji leci jakiś teleturniej, lubi pan zerknąć? - Pewnie, wiedza to bardzo ważna część życia. Zamiast leżeć na kanapie, wolę pouczyć się angielskiego albo z kimś porozmawiać. Ktoś pracujący w mediach musi mieć szeroką wiedzę. Niekoniecznie dogłębną, ale na każdy temat. W tym pomagają też teleturnieje, bo wiedza zawsze gdzieś zostaje.
Krzysztof Ibisz postanowił zabrać swoją mamę w podróż po Polsce. Jako że mama Ibisza niezbyt często pokazuje się na Instagramie syna, to fani bardzo żywiołowo zareagowali na nowe zdjęcie. Wszyscy są zachwyceni tą sympatyczną kobietą, a ktoś napisał nawet, że już wie, po kim Ibisz jest wiecznie młody. Krzysztof Ibisz prywatnie i zawodowo Krzysztof Ibisz to popularny prezenter telewizyjny, dla którego czas jakby się zatrzymał. Internauci wielokrotnie piszą mu, że ich zdaniem z roku na rok wygląda coraz młodziej - a przecież lata lecą. Ibisz jest wciąż bardzo aktywny zawodowo, o czym chętnie opowiada na swoim Instagramie. Dzieli się tam z fanami migawkami z życia codziennego, ale to głównie on pojawia się na nowych zdjęciach, choć ostatnio częściej można też tam zobaczyć jego żonę, która jest w ciąży. Pewnie, gdy przyjdzie na świat małe Ibiszątko, też stanie się gwiazdą Instagrama taty, ale na to musimy jeszcze trochę poczekać. Krzysztof Ibisz pochwalił się mamą Wczoraj Ibisz opublikował na Instagramie zdjęcie z mamą, które podpisał: Z mamą przez Polskę. Pozdrawiamy. Fanów Krzyśka bardzo ucieszył ten widok. Natychmiast zaczęli komentować fotkę: Teraz sprawa się wyjaśniła... już wiadomo po kim Pan jest wiecznie młody. Gena nie oszukasz. Pozdrawiam Piszą też: Fajna ta mamuśka. Wygląda na naprawdę sympatyczną babeczkę, a przy tym jest elegancka i doskonale się trzyma. No cóż.. Fani chyba mają rację, że "gena nie oszukasz" ;). A czy Ibisz jest podobny do swojej cudnej mamy? Sprawdź w galerii! Krzysztof Ibisz pokazał mamę. Fani: "Już wiadomo po kim jest pan wiecznie młody. Piękna mama". Zobacz! Źródło: Zobacz galerię 8 zdjęć
Vincent Ibisz nie tak wyobrażał sobie tegoroczne wakacje. 16-latek uległ wypadkowi, o czym w sieci poinformowała jego mama, Anna Nowak-Ibisz. Wszystko przez źle porozstawiane po mieście hulajnogi. Prezenterka wystosowała apel, w którym prosi młodych ludzi o zachowanie bezpieczeństwa. Krzysztof Ibisz i Anna Nowak-Ibisz - związekKrzysztof Ibisz i Anna Nowak-Ibisz poznali się, kiedy byli nastolatkami. - Mieliśmy wtedy po 16 lat. To było w Teatrze Ochoty, w "ognisku" Teatru Ochoty, które prowadzili Machulscy. Pamiętam do dzisiaj, jak on przyszedł, stanął na schodach, ja spojrzałam... i koniec. Matka Boska i skrzypce. "To jest ten!" – opowiadała Nowak-Ibisz w programie "W roli głównej". Później drogi tych dwojga krzyżowały się jeszcze kilka razy aż w końcu w 2005 r. stanęli na ślubnym kobiercu. Owocem ich miłości jest syn Vincent, który przyszedł na świat w 2006 r. Małżeństwo prezentera i prowadzącej program "Pani Gadżet" nie przetrwało jednak próby czasu. Natomiast pozostają oni w dobrych relacjach. #BezCukru z Oskarem Netkowskim#BezCukru 10. Michał Szpak Dzień Dobry TVN Online Przypomnijmy, że ostatnio Krzysztof Ibisz po raz trzeci wziął ślub. Jego wybranką jest Joanna Kudzbalska, była uczestniczka programu "Top Model" i Ibisz - syn Anny Nowak-Ibisz i Krzysztofa Ibisza miał wypadekAnna Nowak-Ibisz w emocjach opublikowała post ku przestrodze innych. Wszystko po tym, gdy syn jej i Krzysztofa Ibisza, Vincent, trafił na SOR. Niefortunny wypadek zdarzył się przez hulajnogę. - Mam prośbę, nie zostawiajcie porzuconych hulajnóg w poprzek dróg i chodników, to tak niewiele kosztuje, żeby odstawić je w bezpieczne miejsce na pobocze! Wasi kumple mają potem wakacje do bani, połamane ręce, nogi, szczęki... Pomyślcie o tym, proszę - zaczęła prezenterka telewizyjna. - Dzień zaczął się super a potem młody zaliczył upadek, potworny ból w łokciu, karetka i SOR... Czekamy na wyniki, ale dobrze to nie wygląda. Trzymajcie kciuki i odstawiajcie hulajnogi na bok - dla nas na razie jest koniec jazdy, boksowania, siłowni, ćwiczeń, na dodatek to prawa ręka. Także taki mam apel! (...) - dodała. Po wizycie na pogotowiu Anna Nowak Ibisz uzupełniła wpis, dodając informację o ostatecznej diagnozie: "syn ma złamaną rękę w okolicach łokcia. Na szczęście operacja nie jest potrzebna". - Niestety żyjemy w takich czasach, że ludzie zapominają, że nie są sami na świecie - napisał jeden z internautów. - Zgadzam się, mój tata kiedyś potknął się będąc z moim siostrzeńcem na spacerze - i szczęście w nieszczęściu - nie uderzył głową... Ludzie porzucają hulajnogi gdzie popadnie, nie zważając na konsekwencje - dodał ktoś inny. Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. także: Autor:Oskar Netkowski Źródło zdjęcia głównego: MW Media, Justyna Rojek/East News